Mam wrażenie, że odkąd zaczęłam studia, jestem znacznie częściej jedną wielką kulką stresu niż zazwyczaj. Oczywiście próbuję z nim walczyć: czytam o różnych sposobach, niektóre próbuję wprowadzić w życie, dbam o odpoczynek itp. Ale ten stres czasem i tak nie odpuszcza. A, że ostatnio trochę o nim myślałam, to postanowiłam podzielić się kilkoma refleksjami o stresie.
„NIE STRESUJ SIĘ” DZIAŁA NA ODWRÓT
Oczywiście byłoby fajnie móc powiedzieć samemu sobie „nie stresuj się” i po prostu przestać się stresować. Szkoda, że niestety, ale nie jest to takie proste. Serio, wypróbowane wiele razy na sobie. To trochę jak z zasadą „nie myśl o niebieskim słoniu”, po której przeczytaniu myślisz właśnie o… niebieskim słoniu. I wówczas nie dość, że wcale nie stresujesz się mniej po tych słowach, to jeszcze, przynajmniej u mnie, rośnie złość na samego siebie, że nie potrafię nad tym zapanować. Ot, umysł wie, że ten stres jest bez sensu, ale ciało nie. Więc funduje mi różne ciekawe atrakcje, jak np. uciążliwe dla wykładowców sprawdzających moje prace, drżenie rąk, które sprawia, że piszę jak lekarz. Może minęłam się z powołaniem?
STRES JEST ZARAŹLIWY. BARDZIEJ NIŻ KATAR
Kiedy jestem sama w pokoju przed egzaminem, to jeszcze pół biedy. Staram się wykorzystać ostatnie minuty na powtórzenie tego, co najważniejsze i uspokojenie się. A potem idę na egzamin, gdzie na korytarzu stoi mnóstwo ludzi stresując się mniej lub bardziej. Normalnie aż czuć ten strach w powietrzu. I już mi się udziela, podnosząc poziom stresu grubo powyżej normy. Gorzej niż z katarem!
MAŁA DAWKA STRESU MOŻE POMÓC, DUŻA PARALIŻUJE
Podobno mała ilość stresu może pomóc, lepiej motywując i wpływając na koncentrację. Z kolei duże dawki stresu raczej paraliżują, utrudniając nam nasze skuteczne działania. Problem w tym, że u mnie chyba organizm nie za dobrze rozróżnia, kiedy uwolnić więcej kortyzolu (hormon stresu), a kiedy mniej i kończy się tym, że profilaktycznie dodaje więcej. I tym sposobem potem na egzaminie potrafię przypomnieć sobie jakieś mało ważne szczegóły, jednocześnie zapominając o rzeczach istotnych.
Przykładowo, ostatnio na egzaminie opisywałam trudności, z jakimi muszą się borykać niewidomi. Wspomniałam o osobistych tragediach, związanych z mniejszymi perspektywami zawodowymi (np. osoba niewidoma raczej nie zostanie kierowcą autobusu) i kosztach rehabilitacji oraz specjalistycznego sprzętu. Jednocześnie zapomniałam o najprostszym – problemach z poruszaniem się.
O STRESIE U RÓŻNYCH OSÓB
Po niektórych już z daleka widać, że się stresują. Kulą się, przyjmują postawę obronną, drżą im dłonie, pocą się ręce, głos odmawia posłuszeństwa, a tworzone zdania stają się jakby mniej składne. Z kolei od innych o ich stresie dowiesz się dopiero, gdy przyznają w rozmowie „stresuję się!”. Czasem zazdroszczę tym drugim – ich przynajmniej ciało nie zdradza tak jak mnie.
CZEMU W SZKOLE NIE UCZĄ RADZENIA SOBIE ZE STRESEM?
Podobno stres w większym lub mniejszym stopniu dotyczy i od zawsze dotyczył każdego. Problem w tym, że obecnie, w związku z coraz szybszym tempem życia, przybywa go non stop więcej i więcej. Nie pozostaje to bez wpływu na nasze zdrowie, bo przyczynia się on np. do bólów głowy, pleców, brzucha, bezsenności itp. I tak się zastanawiam – skoro wiedza o jego szkodliwości jest tak powszechna, to czemu w szkole nie uczymy sobie radzić ze stresem? Przecież nierzadko już samo chodzenie dziecka do szkoły może być źródłem stresu, gdy nauka mu nie wychodzi, nauczyciele nie rozumieją lub nie potrafi się dogadać z rówieśnikami! Tak więc dlaczego w szkole mamy miejsce na religię, ale na coś, co pomogłoby nam żyć lepiej – już nie?
4 REFLEKSJE O STRESIE – PODSUMOWUJĄC
Okej – porozmyślałam sobie o stresie. To teraz czas porozmyślać jeszcze jak sobie z nim poradzić, żeby w trakcie kolejnej sesji lub obrony i nie dać się temu potworkowi. Ktoś ma jakieś rady i sposoby na walkę ze stresem? Aktywność fizyczną, power pose i afirmację już stosuję, ale chętnie przygarnę więcej!
Zdjęcie tytułowe: https://stocksnap.io/photo/DLXI69V6NY
Ja jakiś czas temu byłam na rozmowie o pracę w szkole i wg mnie w ogóle się nie stresowałam, jednak dyrektorka powiedziała: „Ale Pani się stresuje!”, na co ja odparłam, że wcale nie 😀 Więc mam zupełnie z innej strony – nawet kiedy się NIE stresuję, moje ciało wygląda jakby się stresowało hah 😀
A moim „sposobem” na stres jest zaufanie Bogu, że wszystko ma pod kontrolą i nie muszę się niczego bać 🙂 Pamiętam jak szłam na egzamin, który był pogromem u nas na uni, i czułam się jak na kawie u koleżanki 🙂
Pozdrawiam i zapraszam do mnie, jeśli będziesz mieć ochotę 🙂 (moja-kraina-tworczosci.blogspot.com)
Haha, rozumiem! Ale przynajmniej miałaś tę świadomość wewnątrz, że się nie stresujesz 🙂
Zawsze to jakiś sposób, choć u mnie zupełnie nie działa.
Dzięki za zaproszenie, wpadnę! 🙂
U mnie stres włącza tryb „gadaj gadaj i sie uśmiechaj”… więc z pozoru wyglądam na zrelaksowaną a w środku cała „chodzę”! Nie znam dobrego sposobu na stres. Chyba każdy z nas musi wypracować go indywidualnie…
pozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy:)
Haha, przynajmniej u Ciebie tak tego nie widać! Ja zawsze podziwiam osoby, które w sytuacji stresowej tak się zachowują 🙂
Ehhh, to pozostaje mi dalej sprawdzanie, co u mnie działa, metodą prób i błędów.
Trzymaj się ciepło! 🙂
Mnie stres bardzo motywuje i nie zadręczam się jakoś szczególnie. Przed egzaminem zawsze sobie powtarzam, że zrobiłam już wszystko i teraz już niczego nowego się nie dowiem. I nie spędzam tego czasu blisko tych stresujących się znajomych. Kiedy przychodzę na uczelnię, chowam się w kącie albo zakładam słuchawki i mnie nie ma. Bardzo nie lubię jak ktoś jajczy nad głową. W innych sytuacjach myślę sobie po prostu, że nie ma sensu się martwić czymś na co się nie ma wpływu 😉
Rozumiem 🙂 Też sobie to powtarzam, włącznie ze świadomością na poziomie poznawczym, że zamartwianie się tym nie ma sensu, ale chyba do psychiki do końca nie dociera 🙂
Ooo, ja jeszcze do uspokojenia się potrzebuję ciszy i słuchawki mi tutaj za dużo nie dają, tylko bardziej rozpraszają. No chyba, że kupię sobie takie specjalne, wygłuszające 🙂