„Dziennik pięcioletni? To znaczy, że mam pisać w jednym zeszycie przez pięć lat? Przecież w zwykłym zeszycie też mogę to robić. Phi! Nic oryginalnego” – pomyślałam sobie, gdy po raz pierwszy usłyszałam o idei dziennika pięcioletniego. Jednak potem trochę poszperałam i zdecydowanie zmieniłam zdanie!
DZIENNIK PIĘCIOLETNI – ALE O CO CHODZI?
Cały pomysł „ 5 years diary” opiera się na dzieleniu strony danego dnia na pięć części. W każdej z nich zapisujemy wrażenia ze swojego dnia każdego roku. Tym sposobem, w następnych latach widzimy, co dokładnie robiliśmy 365 dni temu – jak się czuliśmy, gdzie pracowaliśmy, co robiliśmy, na co zwracaliśmy największa uwagę itd. Dzięki temu, zauważamy od razu jak się zmienialiśmy i o ile po roku ta zmiana może nie być zbyt imponująca, to porównanie pierwszego i ostatniego roku – już tak. W końcu 5 lat to mnóstwo czasu!
CO SIĘ ZMIENIŁO? JAK JA SIĘ ZMIENIŁAM?
Moim zdaniem, główną zaletą 5 years diary jest właśnie to dostrzeganie zmian i poczynionych przy tym postępów, otrzymanych lekcji. Mogę śmiało powiedzieć, że pięć lat temu byłam zupełnie inną osobą – dużo bardziej nieśmiałą, bojącą się próbować nowych rzeczy, skrytą. Taką, która nie ma odwagi odpowiedzieć na pytanie nauczyciela przy całej klasie i jeżeli już to zrobi ten raz na rok, to można to już nazwać świętem. Tymczasem teraz, choć nadal mam w sobie trochę strachu, to jednak dużo częściej walczę ze sobą i zabieram głos na zajęciach. Wyjechałam na studia do obcego miasta i jakoś sobie tutaj radzę. Zamieszkałam w akademiku, mimo wielu obaw. Spróbowałam malowania. Zakochałam się w parku trampolin. Otworzyłam się przed większą liczbą osób, no i przecież zaczęłam pisać tutaj – kiedyś bym przy tym chyba jajko zniosła ze stresu!
DOSTRZEC MAŁE ZMIANY
Jednak dla mnie to są same „duże zmiany”. Tymczasem nie pamiętam już o tych małych, od których wszystko się zaczęło. Gniewam się na siebie, gdy nie idzie mi dostatecznie dobrze, gdy moje ograniczenia mnie pokonują, zapominając, że żadna zmiana nie jest jedną chwilą, lecz ciągłym procesem. A przecież ja bym chciała wszystko umieć natychmiast! Myślę, że właśnie w takich chwilach, przydaje się dziennik pięcioletni – by przypomnieć sobie o tym ciągłym procesie i dostrzec, że i tak idę do przodu.
KRÓTKO, ZWIĘŹLE I NA TEMAT
Dodatkowo, jako, że na jednej kartce musimy zmieścić wrażenia z pięciu dni w kolejnych latach, a mamy na to stosunkowo mało miejsca, jest to bardzo dobra nauka oszczędności w słowach. Sama od czasu do czasu piszę w wordzie co się zdarzyło danego dnia, wyrzucając wszystkie myśli z głowy, jednak przeważnie przeradza się to w długi elaborat.
Tymczasem dziennik pięcioletni, przez to, że jest w nim mało miejsca, zmusza do dwóch rzeczy. Po pierwsze – trzeba przewartościować myśli i je streścić tak, by było krótko zwięźle i na temat. Po drugie, w każdym dniu, nawet tym złym, muszę znaleźć coś dobrego lub chociaż neutralnego – przecież za parę lat nie chcę czytać samego narzekania!
NAWYK CODZIENNEGO PISANIA
Kolejna zaleta 5 years diary? Regularność! W końcu to żadna sztuka napisać pod koniec dnia dwa zdania, więc nawet gdy padasz na twarz, to coś wymyślisz. Tym sposobem wyrabiasz sobie nawyk codziennego pisania i krótkiego podsumowania dnia. Zresztą nawet, gdy pominie się jakiś dzień, lub po prostu zapomni, to przecież zawsze można na szybko to uzupełnić. Sama mam mój dziennik pięcioletni już od dobrego miesiąca i na tę chwilę na palcach jednej ręki mogę policzyć ile razy nic nie napisałam, więc myślę, że to całkiem dobra motywacja do regularności.
Poza tym, gdy o każdym dniu napiszesz dwa zdania, to przeczytanie tego wszystkiego później nie zajmuje aż tak dużo czasu, jak to jest w przypadku zwykłych notesów.
DZIENNIK PIĘCIOLETNI – INNE ZALETY
Mój dziennik pięcioletni kupiłam w Tigerze za jakieś dwie dychy, więc nie jest to zawrotna suma za rzecz na lata. Do tego fajna forma i wnętrze, prześliczna niebieska okładka, czerwona wstążeczka i „pozłacane” z boku kartki zdecydowanie trafiają do mojej estetyki, co jeszcze bardziej motywuje do codziennej pracy. Poza tym, mój egzemplarz 5 years diary jest mniejszy niż zeszyt A5, więc nie zajmuje mi zbyt dużo miejsca w torbie, gdy wracam na weekend do domu. Pewnie dla niektórych do pełni szczęścia brakuje mi jedynie miejsca, na wklejenie małego zdjęcia z każdego dnia, na którym przy okazji dałoby się dostrzec zmiany fizyczne, ale ja nie robię ich zbyt wiele, więc nie będę na to marudzić.
ZRÓB TO SAM
No i co najważniejsze – jak ktoś nie chce wydawać niepotrzebnie pieniędzy, to taki dziennik pięcioletni zawsze może zrobić samodzielnie. Wystarczy 366 kartkowy zeszyt i trochę czasu by go ozdobić po swojemu i podzielić w nim strony na pięć lub więcej części. W końcu czemu by nie zrobić np. dziennika ośmioletniego? Tutaj ogranicza nas tylko własna wyobraźnia!
DZIENNIK PIĘCIOLETNI – PODSUMOWANIE PIERWSZYCH WRAŻEŃ
Podsumowując, po kilkudziesięciu dniach użytkowania 5 years diary uważam, że to ciekawy sposób na zauważanie zmian w samym sobie. Pomaga też w popracowaniu nad nawykiem codziennego pisania, dzięki czemu możemy udokumentować fajne wspomnienia, a czytanie ich potem daje dużo frajdy. Moim zdaniem warto spróbować – a nuż okaże się to czymś dla Ciebie?
Podoba mi się głównie przez to, że wyrabia nawyk. Próbowałam przez miesiąc codziennie spisywać za co jestem wdzięczna w danym dniu. Miesiąc wytrwałam. ale nie widziałam dalszego sensu pisania. Czy dasz nam znać za 3 miesiące czy nadal to praktykujesz? 🙂
Podoba mi się głównie przez to, że wyrabia nawyk. Próbowałam przez miesiąc codziennie spisywać za co jestem wdzięczna w danym dniu. Miesiąc wytrwałam. ale nie widziałam dalszego sensu pisania. Czy dasz nam znać za 3 miesiące czy nadal to praktykujesz? 🙂
Fajny pomysł, bo rzeczywiście widać zmianę z dnia na dzień na przestrzeni lat, nawet jeśli to będą mikrozmiany 🙂 Ja ostatnio stwierdziłam, że zacznę właśnie pisać taki tradycyjny dziennik i czasami też tworzę mega elaboraty, na kilka kartek 😛
Myślę, że prowadzenie takiego pięcioletniego dziennika powoduje, że człowiek przede wszystkim pracuje nad samym sobą i systematycznością.
Przeczytam na starość dopiero 😛 Na emeryturze :D:D
Nie słyszałam jeszcze o czymś takim, ale już mi się podoba. Nie wiem, czy bym się zdecydowała. Jednak ta systematyczność zwłaszcza, gdy jest się skazanym na ciągle podróże, jest trudna. Jednak wartość jaką niesie takie inne spojrzenie na siebie, zobaczenie swoich zmian, błędów, postępów jest chyba warta podjęcia wysiłku. Jestem ciekawa jakby to wyglądało w mniejszym okresie czasu. Zwłaszcza, gdy jest się w takim miejscu w życiu kiedy dużo się dzieje.
Domyślam się, że przy częstych podróżach trudniej może być zachować regularność 🙂 Jednak ja nie podróżuję jakoś bardzo dużo, wiec po prostu notowałam te kilka słów na kartkach i potem w pół godzinki przepisałam. W sumie prowadzę ten dziennik już od roku i nawet czytanie nie tak bardzo odległych wspomnień mnie cieszy i pokazuje, jak się zmieniłam, dlatego też uważam, że warto spróbować 🙂