Studia pedagogiczne bywają dla mnie całkiem niezłą inspiracją. To dzięki nim miałam okazję obserwować wiele zajęć w przedszkolu i szkole oraz poprowadzić własne. Jednocześnie, dzięki tym obserwacjom, zauważyłam jedną niepokojącą rzecz, która choć, na szczęście nie jest częsta, to jednak się zdarza. I nawet ten raz lub dwa to za dużo. O czym mowa? O nieświadomym przekazywaniu dzieciom, że nauka to kara.
JESTEŚCIE NIEGRZECZNI – KONIEC ZABAWY, BĘDZIEMY SIĘ UCZYĆ
Szczególnie niepokojące wydaje mi się to w przedszkolu. Wówczas umysł dziecka jest chłonny jak gąbka i bardzo podatny na przyswajanie postaw i informacji, które przekazują mu zarówno rówieśnicy, jak i autorytety. A jak myślicie – do jakich wniosków dochodzi dziecko, gdy słyszy, że „jak nie będziecie się grzecznie bawić, to zaraz kończymy zabawę, siadamy do stolików i będziemy się uczyć”? To proste – dziecko stwierdza, że…
NAUKA TO KARA
I w tym momencie już się wszystko zaczyna się powoli sypać. Dlaczego? Bo motorem nauki jest przede wszystkim ciekawość, fascynacja, chęć. W końcu chyba każdemu dużo łatwiej uczy się czegoś, co go interesuje i do czego siada z radością, niż tego, co wprawia go w senność i znudzenie, prawda? Jednak zwróćcie uwagę, że dzieci bardzo często interesuje… wszystko. Te maluchy w przedszkolu potrafią się zafascynować nawet mrówkami wchodzącymi do sali, próbując zbudować dla nich hotel (true story!). Jednak co dzieje się z tą naturalną dziecięcą ciekawością i kreatywnością dalej? Ano, idzie do szkoły. I potem, w zależności od tego, na jakich nauczycieli trafi i czy umieją oni przestawić naukę jako coś fajnego, ta ciekawość rozwija się pięknie dalej lub następuje regres i wtłaczanie w sztywne, szkolne ramy. W przypadku, gdy nauczyciel pokazuje dzieciom, że zabawa to nagroda, a nauka to kara, chyba sami możecie wyobrazić sobie, który wariant wygrywa?
ISTNIEJĄ INNE SPOSOBY NA CISZĘ I SPOKÓJ
Tymczasem, przecież ciszę i spokój można osiągnąć zupełnie inaczej, bez nieświadomego przekazywania dzieciom, że nauka to kara. W tym celu istnieją różne wyliczanki, instrumenty muzyczne, zabawy w króla ciszy i inne mniej lub bardziej kreatywne sposoby, których pełno w sieci. Tak więc, czy naprawę musimy już w przedszkolu powielać schemat, zgodnie z którym nauka to ciężka praca?
NAUKA PRZEZ CAŁE ŻYCIE
Weźmy też pod uwagę fakt, że we współczesnym świecie tak naprawdę nauka nigdy się nie kończy. To już nie te czasy, gdy młody człowiek w wieku 20 lat miał fach w ręku, a w jednym zakładzie pracy można było przepracować całe życie. Niektóre zawody znikają z rynku pracy, inne się dopiero tworzą, a w związku z błyskawicznym rozwojem technologicznym, prawdopodobieństwo konieczności przekwalifikowywania się jest chyba większa niż kiedykolwiek. I czego wówczas będziemy potrzebowali? O, tak – nauki! Dlatego, chyba lepiej byłoby popatrzeć na nią przychylniejszym wzrokiem, zamiast tkwić w przeświadczeniu, że nauka to kara prawda?
NAUKA TO NIE KARA, A SŁOWA MAJĄ MOC
Oczywiście ja wiem, że zawsze znajdzie się ktoś, kto powie, że to przecież tylko słowa, dziecko zapomni itd. Bujda. Dziecko może o tym zapomnieć, ale wcale nie musi. Poza tym, jak w domu trafi na podobną postawę rodziców i dziadków, to kto mu pokaże, że nauka może być czymś fajnym? No właśnie.
Dlatego pamiętaj – słowa kształtują otaczającą nas rzeczywistość, a dzieci są często mądrzejsze, niż nam się to wydaje. Tak więc jeśli wpierw pokazujesz im, że nauka to kara, to nie zdziw się, że potem właśnie tak ją traktują, patrząc na edukację jak na zbędny i nudny obowiązek, a nie okazję do wyśmienitej zabawy. W końcu nikt nie lubi być karany, prawda?
Zdjęcie tytułowe pochodzi z: https://stocksnap.io/photo/ESCNGSA5CQ
Prawda. Trzeba dużej mądrości, aby przekazać dziecku wiedzę, jednocześnie go nią nie katując, ale właśnie zachęcając i sprawiając, że będzie to dla niego przyjemność, a nie żmudny obowiązek. 🙂 Ja na moich zajęciach często staram się przedstawić wszystko poprzez jakąś zabawę, wtedy od razu się ożywiają i nawet nie wiedzą, że się uczą:)
Dokładnie tak! Cieszę się, że jesteś właśnie takim nauczycielem – pamiętam, że sama lubiłam się w ten sposób uczyć i zapamiętywałam o wiele więcej, niż tylko czytając podręcznik 🙂
Haha, też jestem po studiach pedagogicznych i te rozbieżności widzę już wszędzie. Teraz studiuję inny kierunek, i zachowanie niektórych wykładowców bywa tak niepedagogiczne… pisząc wprost myślą, że ich przedmiot jest najważniejszy na świecie i każą wkuwać mało przydatne rzeczy do egzaminu, których i tak w życiu nie wykorzystamy, mimo że wiedzą że tego dnia mamy np. 3 inne egzaminy. Dla mnie to chore i osoby, które nauczają powinny mieć jakieś przeszkolenie i pojęcie o pracy z ludźmi. Bo jak napisałaś, słowa mają moc, tak samo jak czyny. Uczymy się tego schematu od najmłodszych lat, nauka staje się męką i czymś niemiłym…
Cieszę się, że też to dostrzegasz.
I właściwie to u mnie nawet na studiach pedagogicznych było kilkoro wykładowców z zupełnie niepedagogicznym podejściem i wówczas te rozbieżności też mnie irytowały. Bo przecież jak uczyć, że nauka powinna być aktywna, angażująca ucznia itd, jednocześnie samemu robiąc suche wykłady, polegające na przepisaniu wszystkiego ze slajdów? Poza tym też spotkałam się z podejściem „mój przedmiot jest najważniejszy” i po prostu trochę mi smutno, że tak to czasem wygląda – zarówno w szkołach, jak i na uczelniach.