Czasem na ulicy spotkam starą koleżankę z podstawówki. Innym razem wpadnę na osobę, z którą w gimnazjum potrafiłam gadać przez wieki. Zdarza się, że na fejsie migną mi zdjęcia ludzi z liceum. Coraz częściej słyszę o zaręczynach i nadchodzących ślubach. Dowiaduję się, że jedna osoba jest w ciąży, druga właśnie zakłada firmę, a trzecia wyjechała zagranicę, w poszukiwaniu lepszego życia. Ot, wszyscy się zmieniamy i nic w tym dziwnego. Jednak z drugiej strony przy takich wydarzeniach coraz bardziej uderza mnie jak ciężko czasem radzić sobie ze zmianą, zwłaszcza, gdy dotyczy ludzi. I w głowie zostaje tylko wers „Jak rozpoznać ludzi, których już nie znamy?”, z piosenki Grechuty.
NIC PERSONALNEGO
Pół biedy, jeśli Ci ludzie to tylko osoby, z którymi miałeś (lub dalej masz) minimalny kontakt. Wiedziałeś, że ta dziewczyna z blond włosami, siedząca w ostatniej ławce to Kaśka. Mówiłeś na ulicy „cześć” Tomkowi z IIa, którego klasa miała z Twoją w-f. Bawiłeś się z Alą, która przyjeżdżała na wakacje do babci, mieszkającej w twoim bloku. Znasz imiona ludzi, z którymi byłeś na imprezie, ale nigdy nie spotkaliście się więcej. Ot, znacie swoje imiona, lecz niewiele poza tym. Wówczas te zmiany nie bolą – w końcu nigdy nie byliście zbyt blisko, wiec nic dziwnego, że nie wiesz nic o ich ślubach, dzieciach, blogach i innym ustrojstwie.
„JAK ROZPOZNAĆ LUDZI, KTÓRYCH JUŻ NIE ZNAMY?”
Gorzej, gdy te zmiany dotyczą ludzi, którzy kiedyś byli Ci najbliżsi na świecie. Spotykasz na ulicy „najlepszą przyjaciółkę ze szkoły” i nagle okazuje się, że nie wiesz co powiedzieć. Pamiętasz, jak kiedyś rozmawialiście wspólnie długimi godzinami o chłopakach, ciuchach i wszystkim. Tymczasem, teraz widzisz tę osobę i zdajesz sobie sprawę, że jest Ci zupełnie obca. Albo spotykasz się na kawie ze znajomą i nagle uderza Cię, jak bardzo się zmieniła przez te kilka miesięcy rozłąki i braku codziennych, szkolnych rozmów.
Okazuje się, że łączyła Cię z nią szkoła, a gdy skończyliście edukację, to po prostu każdy poszedł w swoją stronę. Na wspólne wypady czasu było coraz mniej. Oboje zmieniliście kręgi znajomych, pozamykaliście się w innych bańkach informacyjnych, nierzadko zmieniliście zainteresowania i poglądy lub w ogóle miejsce zamieszkania. I choć wiesz, że to naturalna kolej rzeczy, to jednak boli.
NIE UMIEMY RADZIĆ SOBIE ZE ZMIANAMI
Oczywiście nie chodzi mi tutaj o to, że te zmiany są złe, czy też chciałabym, żeby nic się nie zmieniało – w żadnym wypadku! Dobrze wiem, że wszystko płynie, „jedyną stałą jest zmiana” , a przemijania nie zatrzymam. Co więcej nawet bym tego nie chciała, bo przecież zmiany też są fajne! To dzięki nim się rozwijamy, lepiej poznajemy samych siebie, mamy okazję doświadczyć więcej. Po prostu dzięki nim może być lepiej! Problem w tym, że my chyba nie umiemy sobie radzić ze zmianami. W końcu Ci wszyscy ludzie twierdzący, że „kiedyś było lepiej” też nie wzięli się z Księżyca, prawda?
WSPÓŁCZEŚNIE KLUCZOWA UMIEJĘTNOŚĆ
Dlatego też nucąc pod nosem „jak rozpoznać ludzi, których już nie znamy”, przypomniały mi się treści z pewnej mądrej książki, mianowicie – „21 lekcji na XXI wiek”. Harari napisał tam, że obecnie w szkołach nie powinniśmy skupiać się na encyklopedycznym przyswajaniu jak największej ilości informacji, lecz właśnie na nauce ich wyszukiwania oraz radzenia sobie ze zmianami. W końcu już od jakiegoś czasu świat tak pędzi, że ciężko za wszystkim nadążyć, o ile to w ogóle możliwe (z zachowaniem jednocześnie zdrowia psychicznego). Dlatego też myślę, że nauczenie się, jak sobie radzić ze zmianami jest chyba trochę ważniejsze niż wykucie jak poruszają się pierwotniaki (swoją drogą – przy pomocy nibynóżek).
JAK SOBIE RADZIĆ ZE ZMIANAMI? NIE WIEM!
„Jak sobie radzić ze zmianami?” – domyślam się, że to pytanie trudne dla większości z nas. Ja też niestety jeszcze nie jestem w tym mistrzem, ale się staram! Wydarzenia, po których podśpiewuję pod nosem cytat z piosenki Grechuty, uczą mnie, żeby dbać o relacje i solidnie je pielęgnować. Pisać, dzwonić, spotykać się, troszczyć, pokazywać ludziom, że są dla mnie ważni. Jednocześnie jestem pogodzona z tym, że z niektórymi rozmijamy się już za mocno, że nasze kierunki są już zbyt rozbieżne i trzeba dać tej relacji odejść. Oczywiście od każdej z tych osób z moim życiu wiele się nauczyłam, spędziłam mnóstwo wartościowego czasu i jestem wdzięczna, że mogłam je poznać, ale akceptuję, że to minęło. Ot, było fajnie i tyle.
Tak wiec myślę, że można powiedzieć, że w radzeniu sobie ze zmianami, nie tylko tymi „osobowymi” niewątpliwie pomaga: akceptacja, praca nad bieżącymi relacjami, doświadczenie, wdzięczność, dostrzeganie dobrych stron i…. co jeszcze? Chętnie się dokształcę!
Zdjęcie tytułowe: https://stocksnap.io/photo/JMTVFCPHQE
Ostatni akapit idealnie w punkt! 😉
Idealnego sposobu na zmiany na pewno nie ma, ale chyba jedyną możliwą opcją jest po prostu zrozumienie, że coś za coś. Tak jak zresztą napisałaś, zmieniają się nasze zainteresowania, poglądy… po prostu zmieniamy się my sami, a przy tych zmianach zazwyczaj zaczynamy otaczać się nowymi ludźmi, którzy „nadają tak jak my”. I moim zdaniem to też jest fajne. 😉 O stare przyjaźnie warto dbać, ale o część z nich po prostu do czasu. W pewnym momencie, niektóre stają się usilną pogonią za czymś, co w postaci z przed kilku lat niestety, ale nie ma prawa bytu i bardziej męczy i jest kulą u nogi, niż czymś wartościowym. Cóż, takie życie. 😉 A co jeszcze pomaga? Myślę, że przede wszystkim bycie sobą. Trzymanie się swoich wartości, tego co dla nas ważne i asertywność. Umiejętność powiedzenia sobie samemu „stop” w momencie, gdy zaczynamy się zmieniać tylko po to, by załagodzić sytuację…
Zgadzam się – to też jest fajne 🙂
A gdy jakaś znajomość bardziej męczy, niż cieszy, to zgadzam się, że lepiej odpuścić.
Pięknie to wszystko podsumowałaś!
Och! Post jakby pisany dla mnie! Ja mam z tym s t r a s z l i w y problem! Wciąż rozpamiętuję jak to było kiedyś, jak przyjaźniłam się z tą czy inną osobą, jak straciło się kontakt z tymi ludźmi itp. Nie umiem sobie z tym poradzić, a mam wrażenie, że tylko mnie jest szkoda; że inni potrafią iść naprzód i nie myśleć o tym, co było, tylko ja nie potrafię. I dochodzę do wniosku, że chyba nie lubię zmian.
Haha, cieszę się, że tak trafiłam!
Myślę, że takie utracone znajomości trzeba spróbować opłakać i tyle, Przynajmniej ma się piękne wspomnienia!
A zmiany? Są lepsze i gorsze, niektóre lubię, inne niekoniecznie, ale akceptuję 🙂
Wiesz… zmiany są wpisane w nasze życie, czy tego chcemy czy nie. Ludzie się zmieniają bo…zmienia się ich charakter, okoliczności, dylematy. Największą sztuką jest czerpać z tych zmian siłę zamiast martwić się, że nastąpiły…
pozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy 🙂
Tak, tak – wiem, że nie ucieknę od tego. Po prostu czasem boli 🙂